Warszawskie narciarstwo zaczęło się 100 lat temu

"Jedna Warszawa chytrze ponoć przez jakiegoś Warcisława założona - jest płaska jak platfuss starej Niemki. Jednak znalazło się ludzi nieco, co wymierzywszy wszystkie dołki i kupki w okolicy rzekli stań się i powstało stołeczne narciarstwo".

„Zakopane ma swoje Tatry, Lwów i Kraków górki i pagórki zaraz koło miasta. Jedna Warszawa chytrze ponoć przez jakiegoś Warcisława założona – jest płaska jak platfuss starej Niemki. Jednak znalazło się ludzi nieco, co wymierzywszy wszystkie dołki i kupki w okolicy rzekli stań się i powstało stołeczne narciarstwo”.

Tekst ukazał się na wyborcza.pl 8 października 2023 r.

Tak początki warszawskiego narciarstwa opisywał tygodnik sportowy „Stadjon” w lutym 1926 r.

Ludzie, którzy te „dołki i kupki” wymierzyli, to narciarscy zapaleńcy, którzy najpierw utworzyli sekcję narciarską przy Warszawskim Towarzystwie Wioślarskim, a w 1923 r. powołali do życia Warszawski Klub Narciarski, pierwszy na nizinach. WKN przetrwał zawirowania historii,  w tym roku świętuje swoje setne urodziny. W Polsce jest tylko jeden starszy on niego narciarski klub – SNPTT – Sekcja Narciarska Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.

A co to za cudaki?

Narciarstwo na początku XX w. bardzo się od dzisiejszego różniło. Ktoś, kto decydował się przypiąć do butów dwie długie drewniane deski, musiał na nich i biegać, i zjeżdżać, i skakać. Warszawiacy z początku lat 20., jeśli w górach nie bywali, z widokiem nart  narciarzy nie byli zaznajomieni. Gdy więc ci zaczęli się pojawiać w stołecznych parkach, pagórkach, na polanach – wzbudzali sensację.

Marian Frühauf, jeden z założycieli WKN, tak wspominał te lata:

„Ukazanie się narciarki w spodniach było powodem do oglądania się za nią i niedwuznacznych aluzji do »baby w spodniach«. Przejazd kolejkami z nartami na tereny podmiejskie był wyprawą obfitą w rozmówki z pasażerami, a już zetknięcie się z ludnością wiejską, groziło skutkami jak za »obrazę Boską«, a nie były to małe skutki, nie. (…)”.

Frühauf przytacza w swoich wspomnieniach także zabawną anegdotkę o zderzeniu się narciarzy z urzędniczą machiną:

„Do historii przejść powinien autentyczny fragment boju w Zarządzie Miejskim o prawo dla narciarzy do przejazdu tramwajami miejskimi. W kompetentnym Wydziale mieliśmy się stawić z nartami, celem udowodnienia, że przewóz nart nie grozi życiu pasażerów, ani w równym stopniu ich odzieży.

Przyszliśmy z samymi nartami, bez kijków, i przedstawiamy, że przecież nikomu, niczym to narzędzie sportu nie może zagrażać i słyszymy z boku podniecony szept radcy X do radcy Y: kolego, nie dajcie się nabrać, a gdzież są te kółka, które do tych nart przyczepiają!”.

Z wydawnictwa „Sport zimowy” z roku 1929 r. dowiadujemy się, że starania, opisane przez Frühaufa, w końcu przyniosły rezultaty: „Wystarano się także w tramwajach o pozwolenie przewożenia nart w tramwaju nr. 15. idącym na Bielany”.

Poczynania WKN-u w latach 20. i 30. jako nowinka wzbudzały spore zainteresowanie prasy. Wzmianki o treningach i wyjazdach regularne pojawiały się m.in. w poświęconym tematyce sportowej piśmie „Stadjon”. W artykule z 13 listopada 1924 r. korespondent pisma donosił:

„Początkujący i traktujący narty, jako rozrywkę sportową mogą zaspokoić swą ciekawość i aspirację nawet w bliskich okolicach Warszawy. Do nauki oraz spacerów tereny mamy wcale możliwe: w Rembertowie (blisko od stacji Zielonka), w Jabłonnie, w Natolinie itd. Ważnem jest przyzwyczajenie się do myśli, że wyjazd w góry nie jest niezbędny na to, aby zadać sobie fatygę przypięcia nart”.

Szalone wyścigi w stylu skandynawskim

Najbardziej widowiskowe imprezy organizowane przez WKN nosiły nazwę skikjöring (lub skijöring). Ten sport przywędrował nad Wisłę ze Skandynawii. W wariancie tradycyjnym polegał na ściganiu się narciarzy ciągniętych przez konie. W wariancie ekstremalnym konie były zastępowane przez motocykle. Ideę zawodów tak poetycko opisywał „Stadjon”:

„WKN jako potomek Wojskowego Klubu Wioślarskiego, pełen jest tradycyjnej polskiej fantazji kawalerskiej, czując nieprzezwyciężony pociąg do koni oraz pięknych pań. Stąd też uprawia wszelkie skikjöringi, choć liczy paru kawalerów co i na własnych nogach szmat drogi by ubiegli”.

Pierwsze takie zawody WKN zorganizował w Alejach Ujazdowskich w 1923 r. Kolejne w roku 1924 na terenie Mokotowskiego Toru Wyścigowego. Zachowała się relacja „Stadjonu” z zawodów w roku 1924:

„Zainteresowanie tym niezwykłym u nas sportem ściągnęło tym razem najwybitniejszych naszych jeźdźców wojskowych, z płk. Zahorskim na czele. Wśród narciarzy stanowili gros członkowie Warszawskiego Klubu Narciarzy, pozatem startowali członkowie SNPTT z Zakopanego i TTN z Krakowa (…)

Niezwykłe zainteresowanie publiczności, która mimo zimna wytrwała przez 3 i pół godz. na placu wyścigów, a także liczne świeże zgłoszenia nowych jeźdźców o narciarzy, każą się spodziewać, że wyścigi powtórzone zostaną w najbliższą niedzielę”.

Sucha zaprawa przed górskim kursem

Narciarzy z nizin ciągnęło w góry. Już na początku lat 20. klub zaczął organizować dla swoich członków kursy w Zakopanem. Ale zanim adept narciarstwa do takiego kursu został dopuszczony, musiał przejść przeszkolenie w Warszawie.

„Przed wyjazdem do Zakopanego zostanie urządzony w Warszawie, pod kierunkiem inż. Al. Schiellego, kurs narciarski na sali dla nieumiejących jeździć na nartach, celem zaznajomienia ich z ewolucjami i teorją narciarstwa. W celu ustalenia liczby ewentualnie życzących wziąć udział w kursie, oraz zgromadzenia dla nich potrzebnej ilości nart i zapewnienia odpowiedniej sali, Zarząd uprasza o wcześniejsze zgłoszenie się do inż. Zakrzewskiego” – tak anons ukazał się w „Stadjonie” w listopadzie 1924 r.

Na początku stycznia pismo zamieściło relację z kursu. Warszawscy narciarze zasłużyli nawet na pochwałę: „W przeciągu stosunkowo krótkiego czasu wyniki osiągnięte przez uczestników kursu były tak poważne, że kilku nowicjuszy w zawodach na Kalatówkach zdobyło pierwsze miejsca”.

WKN organizował też treningi w plenerze wiosną, żeby narciarze nie wyszli z wprawy. Taką „suchą zaprawę” na Agrykoli tak opisał wysłannik „Stadjonu” w marcu 1925 r.

„Widziałem kiedyś foki wyrzucone na piasek cyrkowej areny. Widziałem przed wojną wielkiego sępa, który podcięte skrzydła włóczył po ziemi. Wybaczcie mi kochani narciarze z W.K.N. i A.Z.S. że mi się to przypomniało, kiedym patrzył na wasz niedzielny trening z panem Stolpe. Zygzaki waszych kijków, wypady skrępowane szorstkością bieżni, bolesna powolność ruchów – wszystko miało głęboko ukryty cień tragizmu. Piłkarze i lekko-atleci licznie zebrani w Agricoli nie rozumieli waszych dziwacznych wysiłków. Ale to nic – widziałem poprzez czerwone mury, i wyście pewnie widzieli, rozległe granie wezbrane młodym śniegiem, długie leśne płaje. Czuliśmy wszyscy pełny oddech gór. Narciarstwo jest sztuką i ukochaniem, które nie każdy bramkarz zrozumie”.

Możliwe tereny na Bielanach, tylko skoczni brak

Choć poważna rywalizacja narciarska toczyła się w górach, także na nizinach organizowane były przed wojną zawody i biegi, w których walczyło się o odznakę Polskiego Związku Narciarskiego.

„W każdą niedzielę roiło się na Bielanach, tym jedynym możliwym terenie narciarskim, od zwolenników »królewskiego sportu«. Dość wspomnieć, że do zawodów na odznakę stawało aż 170 narciarzy, a poziom też był wysoki. (…) Brak skoczni daje się bardzo odczuwać, gdyż prymitywna skocznia w Agrykoli nie może sprostać wymogom.

Podobno teraz projektowane jest wybudowanie skoczni na Bielanach, a więc może z czasem wytworzy się w stolicy nowe pokolenie Czechów czy Rozmusów”. („Sport zimowy”, 1929 r.)

„W dniu 25 stycznia odbyły się zawody narciarskie na Bielanach, organizowane przez WKN o odznakę sprawności narciarskiej dla kobiet, młodzieży i mistrzostwo WOK. Już pierwszego dnia, wobec odwilży zapowiadały się bardzo opłakane warunki, zwłaszcza, że i w dniu zawodów padał rano deszcz, później deszcz ze śniegiem przy temp. + 5 ° C. Zawodnicy śpieszący do CIWF., gdzie był naznaczony start i meta, byli słusznie przekonani, że zawody zostaną odwołane; niestety, dla nieznanych powodów kierownictwo zawodów, tego nie uczyniło. (…)”. („Sport zimowy, 1931 r.)

Ze wspomnień Mariana Frühaufa wynika, że do wybuchu wojny maleńki klub znaczne się rozrósł:

„Przed wojną W.K.N. liczył ponad 500 członków. (…) Na podstawie kalendarzyków narciarskich można przyjąć, że W.K.N. posiadał: kilkunastu czynnych instruktorów narciarskich, sędziów związkowych – 4, okręgowych kilkunastu oraz przodowników odznaki górskiej kilkudziesięciu”.

A co było dalej?

Klub zawiesił swoją działalność na czas okupacji. Został reaktywowany przez działaczy, którzy przeżyli wojnę, już w grudniu 1945 r. Na początku lat 50. z powodu PRL-owskiej reformy sportu WKN został wcielony do federacji „Ogniwo”, a potem „Sparta”. Samodzielność odzyskał w roku 1956. Już rok później był najliczniejszym w Polsce klubem narciarskim. Na kilkadziesiąt lat stał się też gospodarzem skoczni na skarpie, gdzie mieściła się jego siedziba. W tym wieku WKN przeniósł się na Górkę Szczęśliwicką.

Historycznym momentem dla WKN był udział jego wychowanki Zuzanny Czapskiej w zimowych igrzyskach w Pekinie w 2022 r. Nizinny klub nigdy do tej pory nie miał reprezentanta w narciarstwie alpejskim na tak ważnej imprezie.

Anna Kwiatkowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *