Jeden z czołowych juniorów w Polsce i zawodnik SkiVegas Stanek Race Academy, Jan Łodziński, ponad miesiąc temu doznał kontuzji, która całkowicie wykluczyła go z treningów narciarskich. Mimo to pozostaje zdeterminowany, by wrócić na stok jeszcze w tym sezonie i osiągnąć wysoko postawione cele. Inspiruje go Linus Strasser, a jego największym marzeniem jest zwycięstwo w nocnym slalomie Pucharu Świata w Schladming. – Za pięć lat widzę siebie w „10” Pucharu Europy, a może i wyżej – powiedział w wywiadzie z nami Łodziński.
Tytus Olszewski: Rozmawiamy cztery tygodnie po Twojej kontuzji, jak się teraz czujesz?
Jan Łodziński: Tak jak mówisz, około cztery tygodnie temu doznałem kontuzji więzozrostu kości piszczelowej i strzałkowej. Tak naprawdę to moja pierwsza kontuzja, więc wszystko jest dla mnie stosunkowo nowe. Przede wszystkim zaskoczeniem dla mnie było to, że w trakcie kontuzji trenuje około trzy razy więcej niż przed nią. Ciągła rehabilitacja, ćwiczenia na siłowni w odpowiednim zakresie, zabierają bardzo dużo czasu i to również duże poświęcenie. Na pewno ucierpiało także moje samopoczucie psychiczne, bo byłem bardzo niepocieszony takimi wydarzeniami. Mimo to staram się myśleć pozytywnie, koncentrując się na małych postępach z dnia na dzień i czekając na moment, w którym wrócę na narty.
A jak doszło do tej kontuzji?
Niestety, nie pamiętam dokładnie, jak się to stało, ponieważ doznałem wstrząsu mózgu. Jednak po obejrzeniu nagrania z przejazdu, w którym to się zdarzyło, okazało się, że był to efekt mojego błędu, więc ponoszę za to odpowiedzialność. Warunki nie były idealne i niestety nie wypięła mi się narta, choć zawsze można doszukiwać się różnych przyczyn, ale to był błąd zawodnika, więc nie ma sensu szukać wymówek. To po prostu się wydarzyło i takie jest życie sportowca.
Czy od razu po upadku spodziewałeś się, że kontuzja może być tak poważna?
Początkowo myślałem, że nic się nie wydarzyło i to tylko obolała kostka, ale po dokładniejszych badaniach i rezonansie okazało się, że konieczna będzie operacja, bo to najlepsza droga do szybszego powrotu do zdrowia.
Co czułeś po diagnozie i prognozowanym czasie rekonwalescencji na styczeń?
Na początku byłem bardzo zły i trochę nie mogłem sobie z tym poradzić. Myślę jednak, że to było naturalne, bo to moja pierwsza kontuzja. Po tygodniu od operacji zdałem sobie sprawę, że miałem dużo szczęścia, bo to tylko kostka i wrócę na narty jeszcze w tym sezonie, a nie kolano, co mogłoby być dużo poważniejsze.
Jak wygląda teraz Twój standardowy dzień?
Mam codziennie dwie godziny fizjoterapii, treningi na siłowni, ćwiczenia w domu i rehabilitację w basenie, więc od 8 rano do 22 jestem w pełni zaangażowany w rehabilitację. Bardzo zależy mi na szybkim powrocie do zdrowia i formy, więc robię wszystko, by przyspieszyć ten proces.
Za ile wrócisz na narty?
Trudno powiedzieć, ale mam nadzieję, że jeszcze przed świętami, około świąt Bożego Narodzenia, będę w stanie wrócić na narty i zacząć odbudowywać formę.
Czy już zaczynasz wyobrażać sobie, jak będzie wyglądał Twój powrót na narty?
Tak jak mówiłem, to moja pierwsza kontuzja i nie wiem, jak to będzie dokładnie. Może będę miał jakiś strach w głowie, a może pójdzie gładko. Sam mam wiele znaków zapytania. Na pewno moimi trenerami będą Didi i Rudi. Nie zamierzam nic zmieniać, bo uważam ich za dużych fachowców. Planuję wrócić do grupy, w której trenuję i kontynuować program treningowy. Główne zadanie to rehabilitacja, ale potem wszystko będzie szło zgodnie z planem. Pewnie zacznę spokojnie, zrobię kilka łuków płużnych, potem zjadę luźno, a może nawet po kilku dniach lub tygodniu powoli wrócę do bardziej wymagających treningów już na bramki.
Kontuzja przydarzyła Ci się tuż przed ważnym sezonem, w którym będą Uniwersjada, Mistrzostwa Świata Juniorów i Seniorów. Jakie stawiałeś sobie cele na ten sezon?
Najważniejszym celem na ten sezon było uzyskanie 23 FIS-punktów. Ponadto dobre starty w Mistrzostwach Świata Juniorów i Uniwersjadzie. W obecnej sytuacji raczej nie zdążę na Uniwersjadę, bo jest już w styczniu, ale mam nadzieję, że będę gotowy na Mistrzostwa Świata Juniorów i będę mógł rywalizować z najlepszymi.
W jakim miejscu przygotowań byłeś do czasu kontuzji?
Czułem się naprawdę dobrze, miałem dobre treningi i byłem szybki zarówno w gigancie jak i slalomie. Faktycznie kontuzja przydarzyła się w feralnym momencie sezonu, czyli przed listopadem, który jest bardzo intensywnym okresem z dużą ilością treningów narciarskich. No ale trudno, takie rzeczy zdarzają się i kontuzje trzeba wliczać w ten sport. Zdajemy sobie sprawę, że stając na starcie jest ryzyko, ale nie można o tym myśleć, bo trzeba dawać z siebie wszystko i zawsze jechać na 100%.
Przed sezonem bardzo intensywnie przygotowywałeś się fizycznie. Zresztą efektem tego był bardzo dobry wynik w testach IronMan. Czułeś, że jesteś mocny?
Moje przygotowania w tym roku nie były proste, bo na początku borykałem się z zapaleniem płuc, ale później wyszedłem na prostą i bardzo intensywnie przepracowałem sierpień oraz wrzesień. Wydaje mi się, że praca, która robię od trzech lat z trenerem Piotrem Jankowiczem zaprocentował i ten trzeci rok przygotowań był moim najlepszym do tej pory. Nie ukrywam, że przyłożyłem się bardzo do tych treningów, bo uważam, że to bardzo ważny aspekt bycia dobrym narciarzem.
No właśnie, narciarstwo alpejskie stało się bardzo fizycznym sportem. Jaką rolę ogrywa przygotowanie fizyczne do sezonu?
Cały sport poszedł bardzo do przodu i jest to związane przede wszystkim z nauką i nowymi technologiami. Przygotowania kondycyjne są bardzo ważne, ale dużą rolę odgrywa także dobrze dobrany sprzęt. Narciarstwo zaczyna być taką Formułą 1, ale także sportem fizycznym. Myślę, że przygotowanie fizyczne i sprzęt wpływa na 40% sukcesu, a reszta to treningi na śniegu.
Czy czułeś, że Twoje dobre przygotowanie fizyczne wpływa na jeszcze lepszą jazdę na nartach?
Tak, zdecydowanie. Będąc na nartach w tym sezonie czułem się bardzo dobrze. Miałem więcej energii i byłem w stanie wykonać więcej przejazdów. Zauważyłem, że byłem w stanie zrobić jeden lub dwa dodatkowe przejazdy i miałem na to siłę, a w poprzednich latach to było dużo trudniejsze. Czułem, że moje przygotowanie fizyczne dało mi dużą przewagę.
Jak w związku z kontuzją zmieniły się Twoje oczekiwania na sezon?
Przyznam się, że też mnie to zastanawia i sam jeszcze nie wiem, jak podejść do sytuacji. Najważniejszym celem teraz jest powrót do zdrowia, a później powrót do formy, aby nie ryzykować ponowną kontuzją. Cele wynikowe zostawiam otwarte – chcę skupić się na jak najlepszym wykorzystaniu czasu od stycznia do końca kwietnia i wrócić do rywalizacji bez presji.
Wspomniałeś o 23 FIS-punktach, a obecnie jest to tyle, być w najlepszej 150 rankingu FIS i móc startować w Pucharze Świata. Czy w takim razie powoli myślisz o startach w Pucharze Europy, a potem Świata?
Kwalifikacja do czołowej 150 to duża rzecz i bardzo chciałbym to osiągnąć. Myślę, że 23 FIS-punkty to super przepustka do najważniejszych startów, a przed sezonem zdałem sobie sprawę, że jest to możliwe, więc taki cel sobie założyłem. W tym sezonie będę się skupiał, aby zredukować FIS-punkty i poprawić numer startowy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i w dobrym kierunku, to nie zamykam się tylko na FIS-y i mistrzostwa krajów, tylko z chęcią wystartowałbym też w Pucharze Europy może w lutym lub w marcu.
Wracając do tematu FIS-punktów, to można zauważyć, że wejście do 150 rankingu FIS z sezonu na sezon jest coraz trudniejsze. To oznacza, że już nie wystarczy wygrać dobrze obsadzone zawody FIS, by znaleźć się w tym gronie. Czy zgadzasz się z tym, że teraz trzeba będzie mieć poniżej 23 punktów, aby zdobyć kwalifikację do Pucharu Świata?
Tak, zdecydowanie. Uważam, że poziom narciarstwa światowego się podnosi. Z roku na rok rośnie liczba zawodników z punktami FIS na całym świecie i organizowanych jest coraz więcej zawodów. Uważam, że po tym sezonie 23 FIS-punkty mogą już nie wystarczyć, by uzyskać prawo startu w Pucharze Świata. Twierdzę, że zawody Pucharu Kontynentalnego i dobrze obsadzone mistrzostwa krajów będą bardziej popularne, a zawodnicy będą częściej szukać możliwości startów na drugim końcu świata.
Na ten proces wpłynęła także dosyć niedawna zmiana w systemie punktacji na zawodach FIS.
Tak, to istotna zmiana. Na zawodach FIS już nie dodaje się trzech dodatkowych punktów, dlatego dziś widzimy wielu zawodników, którzy posiadają 23.00 FIS-punkty. W slalomie jest ich teraz prawie 20. Co ciekawe, zawodnik z wynikiem 23.01 punktów może być już nawet na 170. miejscu na świecie. To pokazuje, jak sztucznie obniżyła się granica punktowa, co w efekcie zwiększyło konkurencję, zwłaszcza w kontekście startów w Pucharze Świata.
Wspomniałeś, że z jednej strony macie coraz więcej zawodów i możliwości na zdobycie dobrych FIS-punktów, ale z drugiej strony pojawia się coraz większa konkurencja. Czy polscy zawodnicy, zwłaszcza ci z najlepszymi punktami, powinni brać udział w krajowych zawodach, aby promować je i pomagać młodszym zawodnikom w zdobywaniu lepszych punktów?
Myślę, że jest to jakiś cel, abyśmy mieli w Polsce jak najwięcej zawodów, w których będzie można zjechać to 23.00 FIS-punkty. Mam nadzieję, że na polskie zawody będzie przyjeżdżać coraz więcej dobrych polskich i zagranicznych zawodników, ale trzeba ich do tego zachęcić.
Przechodząc teraz do Twojej sytuacji kadrowej – jesteś członkiem Kadry Narodowej Młodzieżowej, ale zdecydowałeś się trenować w prywatnym teamie w Austrii, z trenerem Dietmarem Thoenim, który jako zawodnik w 1993 roku zajął trzecie miejsce w Pucharze Świata w Kvittfjell. Co skłoniło Cię do podjęcia tej decyzji?
Narciarstwo alpejskie to sport, w którym ciągle poszukujemy śniegu, a ja uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie trenowanie w Austrii. Po pierwsze, trenowanie tam oznacza, że mieszkam tam przez większość roku – około 180 dni, co pozwala mi być blisko warunków treningowych. Widziałem, jak zawodnicy z zagranicy, którzy osiągają lepsze wyniki, mieszkają tam na stałe i codziennie trenują. Ciągłe podróże, jak te 12-godzinne na lodowce z Krakowa, były dla mnie zbyt wyczerpujące i prowadziły do ciągłej utraty formy. Myślę, że jakość treningów w kadrze była porównywalna, ale osobiście czułem się zmęczony ciągłymi podróżami. To mnie ostatecznie skłoniło do przeprowadzki do Austrii, gdzie mogę trenować regularnie, co dwa dni, zamiast być przez 10 dni na treningach, a potem przez 10 dni w domu. Takie podejście pozwala mi utrzymać ciągłość i koncentrację na treningach, co w moim przypadku okazało się bardzo ważne.
Zgadza się, jednym z problemów polskiego narciarstwa jest duża odległość od miejsc, gdzie można trenować między sezonami. Czy uważasz, że utworzenie bazy dla naszych kadrowiczów w Alpach to byłoby dobre rozwiązanie?
Tak, to świetne rozwiązanie. Chociaż nie uczestniczyłem wcześniej w takich projektach, to uważam, że wynajęcie apartamentów i stworzenie bazy treningowej za granicą mogłoby pomóc zawodnikom w unikaniu częstych podróży. Warto zainwestować w takie projekty, ponieważ mogą one znacząco podnieść jakość treningów.
A jak trafiłeś na trenera popularnie zwanego Didim?
Z trenerem Dietmarem Thoenim rozpocząłem współpracę półtorej roku temu, po sugestiach mojego aktualnego trenera klubowego Tomasza Stanka. Obserwowałem zawodników trenujących z Didim i bardzo spodobała mi się ich współpraca. Jeździł już tam także Polak, Piotr Szeląg i zobaczyłem, że jest to fajna możliwość, którą można wykorzystać.
W Austrii nie jesteś sam, bo oprócz wspomnianego Piotrka Szeląga trenują z Tobą także Mateusz Szczap i Maksymilian Kawiorski. Pomaga Ci to?
Bardzo się cieszę, że trenujemy razem. Pomaga nam to nie tylko logistycznie, ale także motywacyjnie. Wspólnie się wspieramy i mamy dobrą atmosferę. Wszyscy się lubimy i mamy dobre relację, co sprawia, że fajnie jest z nimi trenować i spędzać czas z kolegami.
No właśnie, zmieniłeś również barwy klubowe i przeszedłeś z Team MB Szczyrk do SkiVegas Stanek Race Academy. Co skłoniło Cię do tej zmiany?
Z Team MB Szczyrk byłem związany przez sześć lat, więc to naprawdę długi okres i na pewno jestem związany z tym klubem. Zdecydowałem się jednak na zmianę, ponieważ uważam, że Tomasz Stanek to świetny fachowiec, który bardzo mnie wspiera, zarówno sprzętowo, jak i mentalnie. Mimo że nie jest już aktywnym trenerem, to utrzymuje bardzo dobrą relację z moim austriackim trenerem, więc jeśli pojawi się jakiś problem, możemy wspólnie, w trójkę o tym porozmawiać. To daje mi duże poczucie bezpieczeństwa i stabilność w pracy.
Od tego sezonu trenerem Kadry Narodowej Młodzieżowej został Włoch Matteo Baldissarutti, były asystent Maryny Gąsienicy-Daniel. Czy w związku z tym nie zastanawiałeś się nad powrotem do kadry?
Po poprzednim sezonie byłem bardzo zadowolony ze współpracy z moim austriackim trenerem, więc zdecydowałem się kontynuować tę współpracę. W naszym czteroosobowym polskim teamie czuję, że mamy duży potencjał i możemy osiągnąć naprawdę wiele. To była świadoma decyzja, ponieważ z moim obecnym zespołem czuję się bardzo dobrze.
Niemniej jednak jesteś jednym z najlepszym zawodników w Polsce i spełniłeś wymagania do kadry. CzyPZN zaproponował Ci jakieś konkretne wsparcie w tej sytuacji?
Tak, PZN zaoferował wsparcie zarówno dla mnie, jak i dla Mateusza oraz Piotra. Jestem bardzo wdzięczny, że docenili naszą drogę i mimo, że trenujemy w trochę inny sposób, otrzymaliśmy od nich pomoc. To pokazuje, że PZN docenia nasze starania i chce wspierać nasz rozwój, niezależnie od formy współpracy.
To jednak jest kropla w morzu potrzeb pod względem finansowania sezonu narciarskiego.
Narciarstwo alpejskie wiąże się z dużymi kosztami i każdy o tym wie. Niezależnie od formy trenowania koszty spadają na rodziców, którzy muszą przynajmniej finansować zawodnika do czasu Juniora Młodszego. A narciarstwo to nie tylko opłacanie wyjazdów na narty, ale także przygotowania fizycznego, fizjoterapii, psychologów itp. Obecnie moi rodzice płacą 90% kosztów, za co jestem im niezwykle wdzięczny, ale aktualnie poszukuje sponsora, który mógłby wesprzeć mnie w mojej drodze i doceni, ile wysiłków wkładam w trenowanie narciarstwa.
Trenując w Austrii potrzebujesz także asystenta, która zadba o logistykę, serwis nart czy opiekę podczas zawodów. Wybór padł na obecnego mistrza Polski w slalomie gigancie, Pawła Pyjasa, który zakończył karierę po zeszłym sezonie. Jak to się stało, że namówiłeś go do współpracy w nowej roli?
Kiedy dowiedziałem się, że Paweł kończy karierę, byłem bardzo smutny, bo naprawdę uważałem go za dobrego zawodnika. Z czasem jednak pomyślałem, że fajnie byłoby przekonać go, aby mógł mi pomóc w jakiś sposób – jeździł ze mną na zawody, wspierał mnie sprzętowo, pełniąc rolę serwisanta. To wydawało się naturalnym krokiem. Niestety nasze drogi rozeszły się miesiąc temu, bo Paweł został asystentem trenera głównego Kadry Narodowej Młodzieżowej po tym, kiedy Maciej Bydliński zrezygnował z tej funkcji.
Jak wyglądała współpraca z Pawłem w kontekście jego wsparcia zarówno ciebie, jak i pozostałych zawodników w grupie?
Byłem zadowolony z dotychczasowej współpracy z Pawłem, aczkolwiek tuż po mojej kontuzji zdecydował się obrać inną drogę. Paweł wspierał także innych Polaków, choć głównie był przy mnie, ale później pojawił się pomysł, żeby połączyć to bardziej, by mógł wspierać wszystkich. Natomiast nie wiem, jak wyglądały kwestie finansowe, ponieważ jestem zawodnikiem i skupiam się na tym, aby jak najszybciej jeździć na nartach. Jego zadaniem było przede wszystkim dbanie o sprzęt i pomoc na trasie.
Jak się poczułeś, gdy dowiedziałeś się, że Paweł przyjął ofertę z PZN-u na stanowisko asystenta kadry młodzieżowej?
Na początku miałem lekki niesmak, bo liczyłem na jego wsparcie, ale z perspektywy czasu widzę tego pozytywne strony. Paweł powinien wiedzieć, że w ten sport są wpisane kontuzje, ale podjął inną drogę. Życzę mu jak najlepiej i trzymam kciuki za jego nową rolę w PZN-ie.
Czy współpracujesz z psychologiem sportowym? Pytam, bo jestem ciekaw jak poradziłeś sobie z wyzwaniami związanymi z kontuzją i powrotem do rywalizacji?
Tak, współpracuję z panią psycholog i szczerze polecam to każdemu sportowcowi, ale także osobom, które po prostu mają z czymś problem. Uważam, że głowa szczególnie po kontuzji jest ważna, aby nie mieć strachu podczas powrotu na narty. Wydaje mi się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, systematyczne ćwiczenia i wizualizacja sprawią, że wrócę na 100%.
Wspomniałeś o znaczeniu głowy w sporcie. Jak dużą rolę psychika odgrywa w przygotowaniach do zawodów i w samej rywalizacji?
Mój kolega z teamu, Cedric Noger, który był kiedyś czwarty w Pucharze Świata i wygrał dwa Puchary Europy, powiedział mi, że w dniu startu liczy się sprzęt i głowa, i całkowicie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Na zawodach pojedziemy na tyle, ile przepracowaliśmy podczas treningów, dlatego psychika jest bardzo ważna w tym wszystkim.
A jak Ty radzisz sobie ze stresem przed zawodami?
Przede wszystkim bardzo lubię startować w zawodach. Czerpię przyjemność z adrenaliny i stresu przed startem, dlatego zawody sprawiają mi tak dużą frajdę. Te emocje są nieodłączną częścią rywalizacji. Wydaje mi się, że umiem walczyć z nadmiernym stresem. Myślę pozytywnie i zawsze staram się dać z siebie 100%, bo jeśli zrobię przejazd na 95%, to już nie będzie tak dobrego efektu. Dlatego zawsze staram się trenować na 100% i startować na 100%, po prostu nie myśleć zbyt dużo i jeździć szybko na nartach, bo nie jest to tak trudne, jak się wydaje.
A masz jakiś rytuał przedstartowy?
Nie słucham muzyki, jak wiele innych zawodników. Staram się wczuć w mój organizm, słuchać go i być gotowym. Nie mam specjalnych rytuałów – po prostu staję na starcie i się tym cieszę.
To prawda, że przed startem zawodów narciarskich na śniegu leży dużo zużytych snusów, czyli woreczków tytoniowych?
Tak, niestety jest to popularna praktyka, ale ja jej nie stosuję i nigdy nie będę. Nie wiem, dlaczego jest taka plaga w narciarstwie. Jest to chyba nieodłączna część naszego sportu, która jest tą czarną stroną.
A czy masz taki przejazd, który zapadł Ci w pamięć i który uważasz za swój najlepszy?
Myślę, że na zawsze będę pamiętał przejazd slalomu podczas Alpe Cimbra Cup (kiedyś Topolino), kiedy udało mi się wygrać. To było dla mnie ogromne osiągnięcie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. A z ostatniego czasu, to niestety na zawodach nie miałem takiego przejazdu, ale na treningach zdarzały się takie momenty.
Czyli jeszcze czekasz na taki?
Tak, zdecydowanie. Mam nadzieję, że nastanie niedługo. Po kontuzjach, jak mówi wielu, stajesz się silniejszy. Wierzę, że tak będzie i już widzę, że kontuzja nauczyła mnie wiele i będę bazował na pozytywnych emocjach.
Mówiłeś o sukcesie w Alpe Cimbra. Czy uważasz, że to ważny moment, który dużo wnosi do dalszej kariery w FIS-ie?
Tak, to dla mnie duża rzecz. Poczułem wtedy, że narciarstwo to jest to, w co chcę iść. Poznałem wtedy też wielu świetnych ludzi zza granicy, z którymi do dziś mam kontakt. Dlatego to czas, który zawsze będę wspominał z przyjemnością.
Miałeś momenty zwątpienia, kiedy chciałeś rzucić narty?
Nie, raczej nie. Może tuż po operacji, kiedy zdałem sobie sprawę, jak niebezpieczny jest ten sport, miałem chwilę wątpliwości, ale szybko to minęło. Od razu wróciłem do myślenia, że chcę być dobrym narciarzem i osiągać duże sukcesy.
Co Twoim zdaniem jest najtrudniejsze w przejściu z Młodzieżowego Pucharu Polski do FIS-u? Bo to w tym momencie tracimy najwięcej alpejczyków w naszym kraju.
Myślę, że dużą zmianą jest zmiana nart na dłuższe i trudniejsze. Ponadto w FIS-ie konkurencja jest ogromna i nie każdy sobie radzi z rywalizacją na tym poziomie. To moment, kiedy wielu zawodników kończy kariery, co jest smutne, bo w MPP jest ich bardzo dużo. MPP to był dla mnie świetny czas, poznałem wielu ludzi, ale potem zaczęła się naprawdę ciężka praca – więcej wyjazdów, więcej godzin na siłowni itp. To jest moment, kiedy naprawdę musisz zaryzykować i dawać z siebie wszystko, bo jeśli nie będziesz sfokusowany, to trudno o sukces.
Jakie masz narciarskie marzenie i gdzie widzisz siebie za pięć lat?
Moim celem jest wygrać nocny slalom Pucharu Świata w Schladming. A za pięć lat widzę siebie w „10” Pucharu Europy, a może i wyżej. Puchar Europy i Świata to zawody, gdzie poziom jest bardzo wyrównany. Jak będzie „30” Pucharu Europy, to raczej będę miał szansę na Puchar Świata.
Czy twoim celem jest przyszłoroczny start na Igrzyskach Olimpijskich w Cortinie d’Ampezzo?
Tak, myślę, że wystartowanie w igrzyskach olimpijskich jest dla mnie dużym celem i odkąd oglądam te zawody, czyli tak naprawdę od małego dziecka, to zawsze podobała mi się myśl olimpijska i emocje, z jakimi wiążą się igrzyska. Dlatego byłoby to dla mnie świetne wyróżnienie, aby zakwalifikować się na Igrzyska Olimpijskie w Cortinie w przyszłym roku. Myślę, że to jest jak najbardziej realne. Narciarstwo pisze różne piękne scenariusze, więc mam nadzieję, że udami się tam pojechać.
A co uważasz o nowych wytycznych PZN, to znaczy, że w kryteriach do kwalifikacji na IO i MŚ będą brane FIS-punkty zdobyte tylko w Europie, tudzież w Ameryce Północnej? Czyli np. nie będą się liczyć wyniki z Pucharu Dalekiego Wschodu.
Nigdy nie byłem na Pucharze Dalekiego Wschodu, ale z tego co słyszałem, jest tam inny śnieg i klimat, dlatego nie chcę mówić, że to są łatwe punkty. Natomiast myślę, że jest to fajny pomysł, żeby wyrównać szanse dla wszystkich zawodników, ale czas pokaże.
Kto jest twoim narciarskim wzorem?
Zawsze moim idolem był Ted Ligetty, ale okazało się, że chyba mam trochę większe predyspozycje do slalomu, więc musiałem znaleźć innego idola. Aktualnie bardzo mi się podoba jazda Linusa Strassera. W gigancie też zaczął jeździć dobrze, więc może to on będzie moim wzorem na ten sezon.
A jak ci się podoba powrót Marcela Hirschera do Pucharu Świata?
Jest to wspaniała rzecz, móc oglądać go jeszcze raz. Uważam, że wnosi bardzo wiele dla tego sportu i podnosi jego wartość. To niesamowite, że można usiąść do telewizora i oglądać Puchar Świata z udziałem Marcela Hirschera.
Chciałbyś z nim kiedyś wystartować ramię w ramię?
Tak, liczyłem na to. Myślałem, że może uda się na jakichś zawodach austriackich, ale z racji przyznania mu „Dzikiej Karty” do Pucharu Świata chyba to nie będzie możliwe.
Czy oglądałeś pierwsze Puchary Świata? Kto zrobił na Tobie największe wrażenie?
Tak, oglądałem wszystkie. Na pewno Fin Eduard Hallberg zrobił gigantyczne wrażenie. Kojarzyłem go, bo był najlepszy po pierwszym przejeździe na Mistrzostwach Świata Juniorów w tamtym roku, ale w drugim złapała drugą tyczkę. Obserwowałem go i zawsze robił na mnie pozytywne wrażenie.
Masz jakichś faworytów na ten sezon?
Myślę, że Linus Strasser może wygrać Kryształową Kulę w slalomie, a w gigancie, mimo nieudanego Soelden, stawiałbym na Marco Odermata.
Czy podpatrujesz technikę Odermata? Jak oceniasz jego technikę?
Tak, myślę, że jest to na pewno majstersztyk. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie bardziej efektywnej techniki narciarskiej. Jest to poprzeczka zawieszona bardzo wysoko i ciężko będzie komukolwiek dorównać techniką do niego.
Jak Ci się jeździ na Fischerach, bo wcześniej byłeś związany z firmą Atomic? W czym Twoim zdaniem są lepsze?
Tak, zmieniłem na Fischera, ponieważ lepiej mi się na nich po prostu jeździło i byłem trochę szybszy, nie będę ukrywał. Uważam, że Fischery trochę łatwiej skręcają niż Atomicy i są troszkę łatwiejsze do budowania lepszej techniki. Jednak mimo wszystko uważam, że sprzęt jest ważny, ale to technika jest kluczowa. Narty same w sobie nie sprawiają cudów. Myślę, że dostępny sprzęt jest bardzo wyrównany i wszyscy producenci cały czas działają, aby rozwijać nowe technologie w nartach.
A nie kusiło Cię, żeby spróbować jazdy na Van Deerach?
Myślę, że narty Marcela Hirschera na pewno są świetnymi nartami. Miałem okazję na nich jeździć, ponieważ nasz były serwismen, Amadeusz Tyszkowski, jest dystrybutorem Van Deera na Polskę, więc użyczył mi narty na testy. Faktycznie, sprawdzały się świetnie, ale chyba nie jestem jeszcze na tyle dobrym zawodnikiem, żeby móc jeździć w stajni Hirschera. Nie czuję jeszcze, że to jest odpowiedni moment w mojej karierze, by jeździć na takich nartach. Narty Marcela Hirschera niosą ze sobą dużą presję i zobowiązanie do osiągania wysokich wyników. Muszę jeszcze trochę potrenować, by dumnie jeździć na tych nartach.
Czego najbardziej potrzebujesz do szybkiego i skutecznego powrotu na śnieg – kwestie mentalne czy fizyczne?
Myślę, że bez odpowiedniego nastawienia mentalnego nie da się dobrze przepracować okresu rehabilitacji. Wszyscy mówią, że głowa jest najważniejsza, i zgadzam się z tym w pełni. Pozytywne myślenie i progres z dnia na dzień na pewno pomogą mi wrócić do pełnej formy jak najszybciej.
Czekamy na to, żebyś jak najszybciej wrócił na stok. A jakie są twoje oczekiwania wobec Mistrzostw Świata Juniorów? Uważasz, że 30. to minimum?
Myślę, że aby rywalizować o najlepszą trzydziestkę, trzeba mieć również numer w tej trzydziestce. Narciarstwo to sport na świeżym powietrzu, więc dużo zależy od warunków. Numer startowy ma duże znaczenie, ale uważam, że 30. miejsce jest jak najbardziej realne, a nawet jeszcze lepszy wynik.
Do ilu musiałbyś zbić punkty, żeby mieć ten numer w 30.?
FIS-punkty pewnie trzeba by zbić do około 25-26. To jest duże wyzwanie, zwłaszcza że na początku sezonu niełatwo jest zbijać punkty.
Myślisz, że któryś z Polaków mógłby być od Ciebie lepszy na Mistrzostwach Świata Juniorów?
Myślę, że zawodnicy z kadry młodzieżowej, którzy są juniorami, prezentują naprawdę podobny poziom. Ich FIS-punkty nie odzwierciedlają w pełni realnego poziomu, ponieważ tak naprawdę wszyscy jesteśmy na bardzo zbliżonym poziomie. Aktualnie mam najlepsze punkty z juniorów w slalomie, a najlepsze w gigancie ma Wojtek Gałuszka, ale obydwoje jesteśmy kontuzjowani.
Czy widzisz siebie jeszcze kiedyś w kadrze narodowej, trenując normalnie z grupą?
Tak, jasne. Ja, Mateusz Szczap i Piotr Szeląg również jesteśmy zawodnikami kadry narodowej i z dumą nosimy orzełka na piersi, ale trenujemy poza grupą. Chciałbym dostać się do kadry seniorskiej i rywalizować z najlepszymi zawodnikami w Polsce.
Rozmawiał Tytus Olszewski