W nadchodzącym sezonie w alpejskim Pucharze Świata ścigał się będzie Brazylijczyk Lucas Braathen, ex-Norweg). Ale pierwszym reprezentantem kraju, który bardziej niż ze śniegiem kojarzy się z piaskiem I morzem jest od dwóch lat Grek AJ Ginnis (ex-Amerykanin). Już zapewnił swojej ojczyźnie pierwszy w historii medal mistrzostw świata w zimowym sporcie. A chrapkę ma na więcej.
Tekst ukazał się pierwotnie 19.02.2023 w wyborcza.pl
Gdy AJ jeździł w reprezentacji USA, mało który z jego kumpli wiedział, że AJ w metryce ma wpisane: Alexandros Ioannis Ginnis. Bo narciarz ma podwójne obywatelstwo: amerykańskie po mamie i greckie po ojcu. Urodził się w 1994 r. w Atenach, a gdy w wieku dwóch lat przypiął narty, to zjeżdżał na nich z Parnasu, czyli mitologicznej siedziby Apolla i muz.
W Grecji mieszkał 12 lat, do czasu, aż cała rodzina przeprowadziła się do Kaprun. To tu zdecydował, że zostanie zawodowym alpejczykiem. Po trzech latach Ginnisowie wylądowali w USA, a w wieku 17 lat AJ został członkiem kadry amerykańskiej.
AJ Ginnis. W USA zawodnik specjalnej troski
– To w kadrze USA stałem się takim narciarzem, jakim jestem – podkreśla w wywiadach narciarz. – Nie mam żalu, że w 2020 r. nie znalazło się już dla mnie miejsce w „Team USA”. Po pięciu operacjach kolana stałem się w końcu zawodnikiem „specjalnej troski” – dodaje.
Ginnis jeszcze przed debiutem w Pucharze Świata w 2014 r. przeszedł cztery operacje lewego kolana. Jako Amerykanin zdążył wywalczyć brązowy medal w slalomie na mistrzostwach świata juniorów w 2015 r. i raz zapunktować w zawodach Pucharu Świata. A potem były kolejne kontuzje, pandemia i przed sezonem 2020/21 dowiedział się, że Amerykanie nie będą dalej finansować jego startów.
Ginnis nie odwiesił nart. Miał 26 lat i ciągle chciał realizować narciarskie marzenia. Przyjął propozycję Grecji i zaczął jeździć w barwach kraju swojego urodzenia. Już jego 11. miejsce w slalomie we Flachau w styczniu 2011 roku było historyczne, bo przyniosło Grecji pierwsze punkty PŚ w narciarstwie alpejskim. Marzenia o pierwszych igrzyskach, a może i pierwszym medalu dla greckiego alpejczyka, przerwała kolejna kontuzja w październiku 2021 r. Szósta operacja kolana – ale jak zażartował na Instagramie: „wreszcie pierwsza prawego” – wyeliminowała go ze startów w całym sezonie 2021/22.
Historyczny skok przez płot
Ginnis wrócił na pucharowe trasy jesienią 2022 r., z początku bez większych sukcesów, aż do slalomu w Chamonix rozgrywanego 4 lutego, tuż przed startem mistrzostw świata. Ginnis, choć startował dopiero z numerem 45, po pierwszym przejeździe był 23. i do podium tracił 1,36 s. W narciarstwie alpejskim to strata trudna do nadrobienia.
W drugim przejeździe rzucił się w dół trasy. Był najszybszy, ale kiedy zasiadał na fotelu lidera, na pewno nie spodziewał się, że zostanie na nim prawie do końca zawodów. Przez kilkanaście minut ze zdumieniem patrzył, jak kolejni – lepsi po pierwszym przejeździe – alpejczycy lądują za nim. A gdy stało się jasne, że zapewnił sobie podium, bo trzeci na półmetku Szwajcar Daniel Yule uzyskał gorszy czas, przeskoczył przez barierkę i utonął w ramionach dwójki swoich trenerów. Ten moment telewizje pokazywały potem na powtórkach. Warto dodać, że ta dwójka – Sandy Vietz i Gaby Coulet – to cały team Ginnisa.
Kilka minut później okazało się, że Ginnis uzyskał najlepszy czas drugiego przejazdu, a w zawodach lepszy od niego okazał się tylko Ramon Zenhausern. Pierwsze w historii Grecji podium w narciarstwie alpejskim stało się faktem.
Presja, jaka presja? Ja jeżdżę dla Grecji!
Dwa tygodnie po zawodach w Chamonix rozgrywany był slalom na alpejskich mistrzostwach świata w Courchevel/Meribel. Pomimo niedawnego sukcesu Ginnisa w gronie faworytów nikt raczej nie widział. Grek startował z numerem 24, w pierwszym przejeździe uzyskał czas gorszy od prowadzącego Manuela Fellera (Austria) o 0,13 s. i taki sam jak 22-letni Norweg Lucas Braathen, dla którego ten start był pierwszym od operacji wyrostka, którą przeszedł dwa tygodnie przed mistrzostwami. Powiało sensacją.
– Presja? Jeżdżę dla Grecji, więc nie ma żadnej presji – tłumaczył dziennikarzom w połowie zawodów. – Pojechałem na luzie, i tak zrobię w drugim przejeździe. I oczywiście jak najszybciej będę potrafił.
Ta strategia się opłaciła. Ginnis ruszał na trasę drugiego przejazdu przedostatni. Kiedy na mecie okazało się, że jest gorszy tylko od Kristoffersena, złapał się za głowę i zaczął krzyczeć ze szczęścia. Krzyczał też jego trener. Bo już wiedzieli, że Grecja ma medal. – Grecja ma nowego boga – zażartował brytyjski komentator Eurosportu Nick Fellows.
– Historyczny moment dla Grecji i spełnienie moich marzeń – mówił Ginnis po zawodach.
Jego entuzjazm udzieli się przewodniczącemu FIS Johanowi Eliaschowi, który wieszając alpejczykowi srebro na szyi, oświadczył: – Umieściłeś Grecję na alpejskiej mapie!
Srebro Ginnisa to pierwszy medal mistrzostw świata w narciarstwie alpejskim (i w ogóle olimpijskim sporcie zimowym) dla tego kraju. W tym sezonie kolejne mistrzostwa świata. Rozgrywane będą w dniach 4-16 lutego 2025 r. w austriackim Saalbach.
Grek zakończył sezon 2022/23 na 23 miejscu w slalomie. Ten wynik powtórzył w sezonie 2023/23, choć na podium wskoczyć już mu się nie udało.
Anna Kwiatkowska